Chów trzody chlewnej z pomysłem

Chów trzody chlewnej połączony z przetwórstwem daje wymierne efekty. A dodatkowo, jeżeli robi się to z pasją i rodzina współpracuje ze sobą, to… działalność jest opłacalna!

Taki pomysł jest odpowiedzią na aktualne potrzeby rynku, czyli na zdrowy (bo tradycyjny) produkt w podejściu „z pola na stół”. O tym w imieniu agrofaktu z Andrzejem Dziekońskim, hodowcą z Podlasia, rozmawia Elżbieta Sulima.

Andrzej i Dorota Dziekońscy zostali ogłoszeni Mistrzami Podlaskiej Agroligi 2016 w kategorii Rolnicy. Od 35 lat wspólnie prowadzą gospodarstwo rolne o powierzchni 47 ha we wsi Dziękonie (gm. Mońki, woj. podlaskie). Emanuje od nich pasja i radość z tego, co robią.

Elżbieta Sulima: Jakie były początki Pana produkcji tuczników?

właściciele hodowli trzody chlewnej

Andrzej i Dorota Dziekońscy od 35 lat wspólnie prowadzą gospodarstwo rolne, nakierowane na hodowlę tuczników.

Andrzej Dziekoński: Rozpocząłem pracę na roli w latach 80. Przejąłem 8-hektarowe gospodarstwo po rodzicach. Teraz mam 47 ha. Na początku produkcja była wielokierunkowa: krówki, świnki, uprawa zbóż i łubinu. Potem przeszedłem na chów trzody chlewnej. Zacząłem od 1 lochy, potem było już 10 i odchowywaliśmy małe. Sprzedawaliśmy sami – jeszcze na Bema na hali (przy ul. Bema znajdował się wówczas rynek, który cieszył się on ogromną popularnością sprzedających i kupujących jeszcze od czasów PRL).

Jakie zmiany Pan wprowadzał w swoim gospodarstwie?

Andrzej Dziekoński: Zacząłem od postawienia budynków inwentarskich: chlewni, która pozwala na tucz w granicach 1200 szt. rocznie, garaży, rzeźni, zbiorników na zboże, zestawu mielącego. Wymieniłem cały park maszynowy. W ostatnich latach wybudowaliśmy też masarnię i sklep przyzakładowy. Na tyle, na ile pozwalały finanse. Sukcesywnie nabywałem ziemię, trochę dzierżawiłem. Zresztą co roku coś się dokupuje. Ostatnie 3 ha kupiłem w ubiegłym roku.

Dorota Dziekońska: Ile pieniążków, takie inwestycje… Nie wszystko przecież powstało w jednym roku.

Skupuję też tuczniki od sprawdzonych rolników, czyli ASF mniej mi dokucza niż innym sąsiadom –  hodowcom trzody chlewnej.

Andrzej Dziekoński, hodowca z Podlasia

Jakie napotykali Państwo problemy w toku produkcji trzody chlewnej?

Andrzej Dziekoński: Przy staraniu się o dofinansowanie z UE było dużo dokumentacji. Niektóre wymogi były absurdalne! Nie wiem do czego one służą! Przy wnioskach skutecznie mi pomaga moniecki ODR.

Czy ASF stanowił dla Państwa problem?

Andrzej Dziekoński: Jesteśmy w strefie niebieskiej i nieprzerwanie mamy możliwość uboju i przetwórstwa trzody we własnym zakładzie. Skupuję też tuczniki od sprawdzonych rolników, czyli ASF mniej mi dokucza niż innym sąsiadom –  hodowcom trzody chlewnej.

Jakie rozwiązania w swoim gospodarstwie uznaje Pan za najlepsze?

Andrzej Dziekoński: To przetwórstwo… z pomysłem! Jesteśmy firmą typowo rodzinną, więc wspólnie podejmujemy decyzje. Zasiadamy całą rodziną do stołu i omawiamy problemy. Dzielimy się obowiązkami. Ja zajmuję się chowem trzody chlewnej, transportem skupowanych tuczników i pracami polowymi, żona – dokumentami, wyrobami, sprzedażą na giełdzie, syn pracuje przy rozbiorze, w masarni, sprzedażą w sklepie, transportem towarów. Zatrudniamy dodatkowo 2 osoby. Wkład naszej pracy jest ogromny. Dzień zaczynamy o 4 rano, a kończymy o godzinie 20, a nawet 22. Czasu wolnego mamy tylko trochę.

Silos w tuczu trzody chlewnej

Jedną z inwestycji w gospodarstwie państwa Dziekońskich było postawienie silosów na pasze (przygotowywane również w gospodarstwie).

Jakie są zalety tuczu świń w cyklu otwartym?

Andrzej Dziekoński: Przede wszystkim mniejszy nakład pracy. Warchlaki 30 kg sprowadzam z Danii i Finlandii i hoduję do 115–120 kg. I tak od ok. 10 lat. Dlaczego z zagranicy? Bo ceny są podobne do polskich, a przyrosty lepsze i upadki mniejsze. Na 200 szt. przywiezionych prosiąt z Finlandii 1 szt. padła, a kiedyś gdy kupowałem polskie, to było 5–8% upadków. Zaletą jest też to, że przywożą od razu na miejsce. A po krajowe musiałem jeździć sam, nawet 2–3 razy. Paszociągi są przystosowane na 200–250 szt. Za miesiąc, półtora mam następne wystawienia. Wystawienia odbywają się sukcesywnie, by stale był surowiec.

Jakie pasze Pan stosuje w chowie trzody chlewnej?

Andrzej Dziekoński: Stosuję zboża własne, które w 60–65% pokrywają zapotrzebowanie, resztę dokupuję (35–40%), i łubin oraz dodatki, jak koncentrat Cargill dla prosiąt. Od 4 lat już nim karmię. To moim zdanie najlepsze rozwiązanie dla tuczu trzody.

Proszę opisać, jak zbilansować pasze, które pozwalają uzyskiwać dzienne przyrosty powyżej 900 g?

Andrzej Dziekoński: Doradcy pomagają przy wyborze paszy i to oni bilansują pasze. To się sprawdza! Po 8 tygodniach mam świnie utuczone do 115 kg.

sklep przyzakładowz wyrobami z chowu trzody chlewnej

Państwo Dziekońscy prowadzą również sklep przyzakładowy, w którym sprzedają wędliny i inne produkty mięsne przygotowane z własnoręcznie wyhodowanych świń.

Skąd pomysły na sprzedaż przerobionego mięsa z ubijanych w gospodarstwie tuczników, czyli na rozwijanie produkcji rolniczej?

Andrzej Dziekoński: Z pomysłem przetwarzania mięsa własnej produkcji nosiłem się już od dawna. Tylko miałem wątpliwości, czy z tego będzie dochód. Dopiero w 2012 r. dodała mi odwagi wycieczka do Austrii, zorganizowana przez ODR. Zobaczyłem wtedy, jak wyglądają tam gospodarstwa prowadzące przetwórstwo. To pozwoliło mi podjąć właściwą decyzję. Pod względem sanitarnym wyglądały znacznie gorzej od mojego! Zdecydowałem, że zajmiemy się tuczem trzody chlewnej – wybudowaliśmy masarnię i zaczęliśmy u siebie robić przetwory mięsne.

Czy po tych zmianach w gospodarstwie osiągnął Pan zadowalające dochody?

Andrzej Dziekoński: Nigdy nie jest tak dobrze, by nie mogło być lepiej. Roczne przerabiam ponad 4000 szt. tuczników, a odchowuję 1000 szt.

ciągnik pana Andrzeja

Ciągniki są pasją pana Andrzeja. Mówi, że wsiadając za kółko traktorów, zaczyna odpoczywać.

Jakie maszyny są najważniejsze dla Pana i dlaczego?

Andrzej Dziekoński: Ciągniki to mój żywioł: John Deere, Deutz-Fahr. Wsiadam na nie i odpoczywam.

Jak Pan finansował nowe inwestycje?

Andrzej Dziekoński: Do finansowania mam podejście trochę konserwatywne i nie korzystałem z żadnych kredytów, bo się obawiałem komorników i teraz śpię spokojnie. Starałem się więc mieć swoje środki.

W takim razie, w jakim stopniu i jakie fundusze unijne stanowiły źródło wsparcia inwestycji?

Andrzej Dziekoński: Skorzystałem w sumie z 4 programów. Z PROW 2007–2013, w  2009 wymieniłem cały park maszynowy. Z „Różnicowania działalności nierolniczej” zmodernizowałem ubojnię, sfinansowałem budowę rzeźni. Z „Usług dla rolnictwa” kupiłem ciągnik z ładowaczem. Od 2013 r. mam masarnię. Moja rada: nie trzeba się bać, tylko składać wnioski. Fakt, nie jest to takie proste – trochę zachodu jest, ale warto!

Chcę brnąć w wędliny. Tucz, i generalnie chów, trzody chlewnej idą dobrze, więc przyszłą inwestycją będzie powiększenie masarni.

Andrzej Dziekoński, hodowca z Podlasia

Jakie nowe inwestycje planuje Pan w najbliższej przyszłości i dlaczego?

Andrzej Dziekoński: Chcę brnąć w wędliny. Tucz, i generalnie chów, trzody chlewnej idą dobrze, więc przyszłą inwestycją będzie powiększenie masarni, na co wniosek złożyłem już w 2015 r. na „Mikroprzedsiębiorstwa”. Chcę rozbudować zakład i zmienić posadzki. Planujemy zakup nowych urządzeń, które ułatwią nam produkcję. No i wreszcie chcielibyśmy odnowić dom oraz uporządkować obejście.

Jakie znaczenie ma dla Pana zdobyta I nagroda w Agrolidze 2016?

Andrzej Dziekoński: Nagroda dała nam ogromną satysfakcję, choć była dla nas zaskoczeniem. Cieszymy się, że wyniki naszej pracy zostały docenione. Zostaliśmy nagrodzeni za kreatywność, bo potrafiliśmy połączyć chów trzody i rolnictwo z przetwórstwem.

Oferta wyrobów z hodowli trzody chlewnej

W ofercie sklepu państwa Dziekońskich jest ponad 30 produktów. Gospodarze wciąż opracowują nowe receptury.

Jak Pan sądzi, w czym Państwa gospodarstwo było lepsze od pozostałych?

Andrzej Dziekoński: Umieliśmy połączyć rolnictwo z przetwórstwem, czyli nasze produkty są „z pola na stół”. Świnki hodujemy, a potem produkujemy wędlinki. Pomijamy pośredników. Nie ma takiego talerza, który by pokazał cały nasz asortyment.

Dorota Dziekońska: Mamy 30 różnych produktów i wciąż pracujemy nad  nowymi pomysłami. Rozszerzamy asortyment, bo klienta należy przyciągać nowym smakiem.

Widać u Pana pasję, pogodę ducha. Jaka jest Pana recepta na sukces?

Andrzej Dziekoński: Upór, praca, praca, wzajemne wsparcie, wiara we własne siły, nowe pomysły i świadomość, że warto to dalej robić, bo jest następca: syn.

 

Czytaj więcej: Dofinansowanie LEADER pomoże legalnie sprzedać wędliny, soki i inne wyroby!

Czy artykuł był przydatny?

Kliknij na gwiazdkę, by zagłosować

Ocena 0 / 5. Liczba głosów 0

Na razie brak głosów. Możesz być pierwszy!

Z forum
Gość
Sam niedługą trząsł będziesz jak przez strefę , sprzedać świniaka będziesz miał problem i kontrolę bioasekuracji przeprowadzą prawdziwą w chlewni . zobacz więcej »
Gość
Jak by rolnicy byli zgrani to by ekologów na taczkach wywizli teraz zbożowcy zaczęli trząść portkami bo zboża nikt nie kupi no chyba że po 500 zobacz więcej »
Gość
Dokładnie tam gdzie i Twój PiS . Nagle wielkie poruszenie , bo ASF do bram Niemiec puka . Wcześniej pół Polski na straty można było spisać . Bo ekologi nie dają , to co my możemy... zobacz więcej »

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *