Jarosław Sachajko o wyzwaniach stojących przed polskim rolnictwem
Praca sejmowej komisji rolnictwa zmieniła się diametralnie w czasie pandemii. Komisja nie zajmuje się ważnymi sprawami dla polskiego rolnictwa. A jednym z największych problemów dziś jest to, że rolnicy są tylko producentami surowców podstawowych i nie ma powiązania przetwórstwa z rolnikiem – mówi Jarosław Sachajko, wiceprzewodniczący sejmowej komisji rolnictwa, poseł Kukiz’15. Przeczytaj cały wywiad!
Z wiceprzewodniczącym sejmowej komisji rolnictwa i posłem Kukiz’15 Jarosławem Sachajko o wpływie koronawirusa na polskie rolnictwo, pracy sejmowej komisji rolnictwa w czasie pandemii oraz wyzwaniach jakie stoją przed polskimi rolnikami rozmawia Magdalena Kowalczyk.
Magdalena Kowalczyk: Jak przebiega praca komisji rolnictwa w czasie pandemii?
Jarosław Sachajko, poseł Kukiz’15, wiceprzewodniczący sejmowej komisji rolnictwa: Praca sejmowej komisji rolnictwa zmieniła się diametralnie. Komisja nie zajmuje się obecnie ważnymi sprawami dla polskiego rolnictwa. Prowadzone są tylko takie komisje, które muszą zostać zwołane, czyli zatwierdzenie budżetu, raport NIK-u, jakaś ustawa. Nie ma takiej merytorycznej dyskusji jaka była w poprzedniej kadencji, gdy rozmawialiśmy o sytuacji na poszczególnych rynkach, innowacyjności i różnego rodzaju problemach z jakimi borykają się sektory. Jeśli byśmy policzyli to posiedzeń sejmowej komisji rolnictwa zrealizowanych było dziewiętnaście. Dla porównania: w analogicznym okresie poprzedniej kadencji tych posiedzeń było około sześćdziesięciu, teraz mieliśmy ich więc trzy razy mniej. Posiedzenia są krótkie i można powiedzieć, że są o niczym: bicie piany, zawsze podobna wymiana zdań. PO mówi jak jest źle, a PiS odpowiada, że poprzednio było jeszcze gorzej.
Warto dodać również, że na posiedzenia komisji nie są zapraszani rolnicy.
Posiedzenia komisji odbywają się w ten sposób, że cześć posłów jest obecnych na sali, a część uczestniczy w spotkaniu zdalnie. Rzeczywiście jest tak, że najważniejsi uczestnicy czyli rolnicy nie są na posiedzenia zapraszani, więc dyskusja jaka odbywa się na komisji jest pustą dyskusją. Bez strony społecznej komisja nie funkcjonuje prawidłowo.
Praca komisji w czasie pandemii
Jakie są priorytety w pracy komisji rolnictwa na najbliższy czas?
Jarosław Sachajko: Na ostatnim posiedzeniu Sejmu przyjęliśmy plan pracy komisji, aczkolwiek tam nie ma wizji. Brak posiedzeń merytorycznych, rozwojowych, poruszających najważniejsze problemy polskiego rolnictwa – ten tryb pracy będzie się dalej ciągnął. Jestem pełen obaw odnośnie tego, jakie będą efekty pracy sejmowej komisji rolnictwa. Wiem, że dla wielu posłów jest to wygodne, bo bierze się pieniądze za bycie posłem a robi się niewiele. Pytanie tylko, czy tak powinna wyglądać misja pracy poselskiej? Ja jestem przeciwny takiemu działaniu.
Jak długo komisja rolnictwa będzie jeszcze pracowała w ten sposób? Kiedy rolnicy będą mogli wreszcie uczestniczyć w jej posiedzeniach?
Problem myślę leży po części w chęci lub niechęci do pracy przewodniczącego komisji. Przecież przewodniczący może zwoływać komisję w różnych merytorycznych sprawach. A nie tylko wtedy kiedy trzeba w jeden dzień przeprocedować ustawę lub odnieść się do raportu NIK-u. Wydaje się, że PiS będzie chciało tak prowadzić Sejm jeszcze przez rok albo dwa. Bo przecież niewiele trzeba robić i niewiele trzeba mówić.
Nowy Zielony Ład
A problemów nie brakuje. Wiele kontrowersji wśród rolników budzi chociażby nowy Zielony Ład. Strategia „od pola do stołu”, która zakłada m.in. ograniczenie stosowania środków ochrony roślin i pestycydów o połowę w ciągu 10 lat – rodzi wiele pytań.
Po pierwsze trzeba zauważyć, że dostaliśmy proporcjonalnie mniej pieniędzy – o około 2 proc. niż w poprzedniej perspektywie finansowej. Dlatego powinniśmy bardzo mądrze te środki rozdysponować, tak żeby trafiły do kieszeni rolników. Żeby nie było tak jak jest obecnie, że 30 proc. środków jest na kontach bankowych w Brukseli zamiast w polskich bankach spółdzielczych i gospodarstwach rolników. Warto zaznaczyć, że w 40 proc. te pieniądze są pieniędzmi znaczonymi – rozumiem przez to, że trzeba je wydać właśnie na cele ekologiczne Zielonego Ładu. To powinna być wielka szansa dla polskiego rolnictwa. Tylko jeżeli tak pracujemy jak pracujemy, to obawiam się, że to będzie kula u nogi, a nawet kamień u szyi. Jeżeli nasi rządzący zgodzą się na to, że trzeba ograniczyć stosowanie środków ochrony roślin o 50 proc. na poziomie kraju – zarówno w Polsce jak i w Holandii – to będzie skandal. Natomiast jeżeli dowiemy się, że będzie trzeba dorównać do średniej europejskiej, to się okaże, że my już dawno spełniamy ten poziom. Holendrzy powinni w takim scenariuszu dwukrotnie obniżyć stosowanie środków ochrony roślin. Jeśli tak się stanie, to będę wiedział, że nasi rządzący walczą o polskiego rolnika. Zielony Ład jest dużą szansą dla polskiego rolnictwa.
Produkcja ekologiczna szansą dla rolników?
Planowane jest również w ciągu 10 lat przeznaczenie 25 proc. pól pod uprawy ekologiczne – czy to również może okazać się szansą dla polskich rolników?
Oczywiście, jeśli oprócz zwiększenia upraw pójdziemy również w przetwórstwo i sprzedaż tego typu produktów. W tej chwili liczba gospodarstw ekologicznych nam spadła, areał upraw ekologicznych się obniżył. Więc rzeczywiście wydaje się, że osiągnąć poziom 25 proc. będzie trudno i będą się z tym wiązały niewiadomo jakie koszty. A tak naprawdę jeżeli by zorganizować rynek przetwórczy i handlowy to jest duże zapotrzebowanie na produkty ekologiczne. Jest bowiem duża wartość dodana do tych produktów. Tylko nie może być tak, że rolnicy będą producentami surowców podstawowych a całą śmietankę, cały zysk będą spijały zagraniczne korporacje, które będą te produkty przetwarzały i sprzedawały. Trzeba wrócić do normalności i zorganizować rynek w taki sposób jak jest zorganizowany w krajach Europy Zachodniej. Rolnik jest tam właścicielem produkcji, przetwórstwa i handlu. Jeżeli to nam się uda – osiągniemy sukces. Natomiast jeżeli będzie nadal tak jak jest teraz, że ceny kształtuje pogoda i„pseudo wolny rynek” a Wy rolnicy radźcie sobie sami – to stracimy kolejną szansę na zbudowanie partnerskich relacji. Polski rynek od lat wykorzystuje rolnika płacąc coraz mniej za produkty podstawowe. O tym wszystkim powinniśmy właśnie rozmawiać i dyskutować na posiedzeniach sejmowej komisji rolnictwa. Ubolewam nad tym, że tak nie jest.
Nowy Zielony Ład i strategia „od pola do stołu” – przeczytaj więcej na ten temat!
Szansa dla małych gospodarstw
Unijny komisarz ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski tłumaczy, że wprowadzenie Zielonego Ładu jest konieczne. Mówił ostatnio, że niektóre hodowle upodabniają się do zakładów przemysłowych i stają się fabrykami mięsa zamiast być tradycyjnymi gospodarstwami. Przekonywał również, że jednym z głównych problemów unijnego rolnictwa jest znikanie małych gospodarstw. Co zrobić, by mogły one utrzymać się na rynku?
Jarosław Sachajko: Co zrobić? Recepta na rozwiązanie tego problemu jest prosta: trzeba wymienić elity polityczne w Polsce. Dużą szansą dla małych gospodarstw jest produkcja rzeczy, które wymagają pracy indywidualnej, nie dającej się zmechanizować. To może być np. rolnictwo ekologiczne łącznie z przetwórstwem. To jest żywność obecnie bardzo poszukiwana, do tego jest ogromna wartość dodana. Dalej szukając, bardzo poszukiwane są również chociażby konopie siewne i ich przetwory. A niestety – ta roślina jest dalej blokowana przez ministerstwo zdrowia.
Produkcja żywności ekologicznej czy też nawet uprawa konopi siewnych to wszystko może się okazać za mało, żeby uratować tysiące mniejszych gospodarstw…
Dla tych małych gospodarstw ratunkiem może okazać się spółdzielczość. Przed wojną mieliśmy dobry model spółdzielczości, który rozwinął polskie rolnictwo, usługi, mieszkalnictwo. Można sobie wyobrazić, że ktoś ma kilka hektarów i na tych hektarach produkuje żywność, a drugi ze współmałżonków może pracować w spółdzielni, w przetwórstwie czy też w handlu. Tutaj nie trzeba wywarzać otwartych drzwi. Takie rozwiązania działają na świecie i dobrze się sprawdzają. Problem leży w tym, że u nas od lat mamy ogromną stagnację i szczucie jednych na drugich. Mali mówią, że duzi są źli, a ci duzi odpowiadają, że to mali powinni zniknąć. A tak naprawdę jest miejsce dla jednych i drugich. Jeśli ktoś w UE potrzebuje masowej ilości tanich kurczaków to Polacy potrafią je wyprodukować. Ale również potrafimy produkować wysokiej jakości żywność i taka produkcja powinna być dla nas dużą szansą.
Co dalej z paszami GMO?
Pandemia koronawirusa negatywnie odbiła się na kondycji polskiego rolnictwa, bardzo ucierpiał zwłaszcza rynek drobiu. Teraz drobiarze mają jeszcze jeden powód do zmartwienia. W grudniu wygaśnie moratorium pozwalające na stosowanie pasz GMO w Polsce. Czy na komisji rolnictwa prowadzone są rozmowy – co dalej w tej sprawie? Decyzje zawsze zapadają w ostatniej chwili, a jak wiadomo – biznes niepewności nie lubi.
Jarosław Sachajko: Decyzje zapadają w ostatniej chwili bo jak się wcześniej obiecywało będąc w opozycji, że się sprawę rozwiąże a nic się nie robi w tym kierunku to tak jest. Sprawę załatwia się na ostatnią chwilę po to, żeby ludzie nie mieli czasu się burzyć, że się nie dotrzymuje słowa. I tak będzie zapewne tym razem: dalej kilka miliardów zł będziemy wysyłali z Polski do Argentyny, Stanów Zjednoczonych czy Brazylii. To jest złe rozwiązanie, które szkodzi polskiej racji stanu i polskim rolnikom.
Analitycy i przedstawiciele branży drobiarskiej przekonują, że produkcja drobiu na paszach non-GMO podniosłaby koszt mięsa o około 20 proc. a rozwój uprawy polskiego białka to zadanie na kolejne lata, a nie na miesiące.
Uważam, że jest to realne, żeby zastąpić soję GMO polskim białkiem. Więc wracamy do tego o czym rozmawialiśmy na początku. Albo będziemy wytwarzali żywność wysokiej jakości albo będziemy dalej udawali, ze załatwiamy poszczególne problemy i poszczególne interesiki. Nie mówię o tym, żeby od razu w całości zlikwidować import. Na Ukrainie uprawia się soję non-GMO. Sprowadzając ją do Polski, produkując mięso w ten sposób moglibyśmy się wyróżniać na rynku. Drobiarze nam proponują: po to, żeby nie było ciut drożej (2 proc.) i było łatwiej – zarżnijmy polską produkcję zbożową. Obecnie pozbywamy się 4 mld zł z polskiego rolnictwa. Z roku na rok budżet na rolnictwo się zmniejsza. A tu wyrzucamy z naszych polskich kieszeni takie duże kwoty za granicę, gdy polscy rolnicy nie mogą sprzedać krajowych roślin wysokobiałkowych.
Nie ma powiązania przetwórstwa z rolnikiem
Pandemia koronawirusa nie odpuszcza. Jednak rząd poluzował obostrzenia. Kanał HORECA powoli się otwiera. Czy Pana zdaniem najgorsze już za nami i polscy eksporterzy będą mogli odetchnąć z ulgą?
Tego co będzie dalej, nadal nie wiemy. Być może jesienią będziemy mieć drugą falę pandemii i rząd zmuszony będzie znów zamknąć granice. Wszystkie wyprodukowane towary pozostaną wtedy znów u rolników. Koronawirus negatywnie odbił się na kondycji drobiarstwa, mleczarstwa, ale również na produkcji zbożowej. Proszę zobaczyć jakie są ceny na rynku. Jednym z największych problemów polskiego rolnictwa jest to, że rolnicy są tylko producentami surowców podstawowych i nie ma powiązania przetwórstwa z rolnikiem. Jedynym powiązaniem nie powinno być to, że ja od ciebie kupię albo nie kupię. Rolnik przystępując do pracy, inwestując nie wie czy sprzeda a nawet jeśli sprzeda to nie wie za ile.
Minister Ardanowski przekonuje, że to będzie jeden z jego priorytetów na najbliższy czas. Chodzi o dalsze powiązanie rolników z przetwórstwem, tak jak Pan Poseł mówi.
Bardzo szanuję i lubię Krzysztofa Ardanowskiego. Ale chciałbym go oceniać po czynach nie słowach. To nie jest tak, że po ponad dwóch latach rządzenia Pan Minister wraca do tego od czego zaczynał. Przecież dwa lata temu była już mowa o umowach kontraktacyjnych. PiS złożyło ustawę o umowach kontraktacyjnych ale nie uchwaliło tej ustawy. Nic w tej sprawie się nie robi. To nie chodzi o to żeby wyrzuć z siebie wiele pięknych słów. Tylko o to, żeby napisać parę dobrych ustaw, a już rolnicy sobie poradzą. Tylko na razie nie mają takiej szansy – nie mamy odpowiednich rozwiązań systemowych.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję bardzo.