Uwolnienie kwotowania mleka doprowadziło do nadprodukcji. Do tego dołączył się zamknięty dla polskiego mleka rynek rosyjski. Natomiast polski rynek jest szeroko otwarty na produkty z zachodu. Czy kryzys mleczny można pokonać?
– I tak mamy kłopoty – mówi Krzysztof Banach, producent mleka i prezes Podlaskiego Związku Hodowców Bydła i Producentów Mleka. – Olbrzymie kłopoty. Mówi się, że 8% polskiego mleka szło na rynek rosyjski, ale moim zdaniem było tego ok. 20%. Kwotowana produkcja mleka opłacała się, w związku z tym, po uwolnieniu kwot mlecznych wielu rolników zdecydowało się na właśnie taką produkcję. Teraz mamy potężną nadprodukcję.
Mleczarnie same wprowadzają swoje „kwotowanie”.
Mleczarnie w skupie płacą niewiele więcej niż złotówkę za litr mleka, a to nie pokrywa kosztów produkcji.
– Wiele mleczarni ustala własne umowy z producentami. Na ilość mleka określoną w tej umowie obowiązuje cena wyższa – dodaje Krzysztof Banach. – Wszystko powyżej partii umownej jest wyceniane w niższej cenie. Mleczarnie w skupie płacą niewiele więcej niż złotówkę za litr mleka, a to nie pokrywa kosztów produkcji.
Bo rolnicy mają kredyty. Wzięte na budowę dobrego stada mlecznego, albo na nowoczesne urządzenia. Gdy produkcja mleka się opłacała, wydawało się, że to dobry biznes.
– Teraz, gdy mleczarnie płacą niewiele ponad złotówkę za litr wielu producentów ma kłopoty ze spłatą rat kredytów – mówi pan Krzysztof. – Wczoraj dostałem informację od kolegi z centralnej Polski, że kolejna mleczarnia zamierza wprowadzić cenę 1 zł za litr mleka.
Tymczasem wielu mieszkańców miast, kupując produkty mleczne w sklepach wielkopowierzchniowych, nie patrzy na pochodzenie serków czy jogurtów.
Tymczasem wielu mieszkańców miast, kupując produkty mleczne w sklepach wielkopowierzchniowych, nie patrzy na pochodzenie serków czy jogurtów.
– Państwa zachodnie, takie jak Francja czy Niemcy mają u nas swoje markety i tu sprzedają nadprodukcję mleka – dodaje z rozgoryczeniem producent. – A my nie mamy swojego gdzie tego sprzedać…
Tymczasem możliwa pomoc w państwach członkowskich Unii Europejskiej to jedynie dopłaty do przechowywania mleka w proszku i masła. A to problemu nie rozwiązuje. Co zatem, zdaniem producenta mleka, mogłoby przynieść realną poprawę na polskim rynku mleka? Jak można pokonać kryzys mleczny?
– Na pewno nie pomagają dopłaty do przechowywania mleka w proszku, bo na tym zyskują jedynie właściciele magazynów – wyjaśnia Krzysztof Banach. – Mogłyby pomóc dopłaty do sprzedaży produktów mlecznych poza obszar Unii Europejskiej. Nie wygramy z mlekiem z Australii czy Nowej Zelandii, bo tam produkcja litra mleka kosztuje w przeliczeniu na złotówki 50–60 gr. Gdyby były dopłaty do sprzedaży mielibyśmy szansę na konkurowanie na rynkach azjatyckich.
W ocenie prezesa Podlaskiego Związku Hodowców Bydła i Producentów Mleka duzi producenci ratują się zwiększając produkcję, a mali… a mali nie mają szans, żeby ograniczyć koszty produkcji.
– Odbudowa stada świńskiego trwa rok, a stada mlecznego – wiele lat – mówi Piotr Banach. – Jak się pozbędziemy polskich stad mlecznych zaleje nas mleko z zachodu. Wcale nie jest smaczniejsze niż polskie.
Pan Banach opowiada głupoty. W ekwiwalencie mleka do Rosji szło ok. 3% produkcji. Import produktów mleczarskich wzrósł w ostatnim czasie – to fakt. Tyle, że nadal jest to kropla w porównaniu z rzeką polskiej produkcji. Poza tym kryzys w mleczarstwie nie dotyczy tylko Polski – więc co – mleko z zachodu trafia do Polski a ceny w całej UE lecą na łeb na szyje? Kryzys w mleczarstwie zaczął się wraz z tzw. „arabską wiosną” – kraje arabskie przestały kupować mleko w takich ilościach jak dawniej bo upadły tam struktury za to odpowiedzialne. Dodatkowo wojna z tzw. Państwem Islamskim i kryzys… Czytaj więcej »
Nie pomaga też import taniego mleka i sera z Niemiec, cena takiego mleka to 50 gr, ser kosztuje 7 zl/kg, znam fakt takiego procederu w jednej z mleczarni w Mazowieckim. Podejżewam że na zachodzie kraju jest to na porządku dziennym.
Tylko zastanawia mnie fakt jak Niemcy dopłacają do mleka wyeksportowanego, oficjalnie nie ma takiej akcji.