Gruzińskie tradycje – święto Rtweli i winne szaleństwo

Winoroślą gruzińskie sadownictwo stoi, zaś winem gospodarka płynie. Przekomarzania wokół wydźwięku bezokolicznika „popłynąć” zostawmy na suprę, gruzińskie przyjęcie. Jeśli jest się w tym kraju jesienią – święto Rtweli to jedno ze zjawisk, które trudno przeoczyć. Winobranie w Gruzji i gruzińskie tradycje są w mentalności tamtejszych mieszkańców bardzo mocno zakorzenione.
W październiku Gruzini mają w głowach jedno: święto Rtweli – zbiory winogron. No dobrze, może nie wszyscy, proszę przymknąć oko na ten kwantyfikator „wszyscy”, wyobrazić sobie Gruzję i Gruzinów bez wina. Jak idzie? Ciężko, co…? No właśnie. Więc: w październiku po winnicach suną wzdłuż rzędów tyraliery zbieraczy. Nie ma się co oszukiwać. Mało to malownicze czy romantyczne. Całymi dniami szarobure postaci pełzną od krzewu do krzewu w jednostajnym rytmie napełniając kiściami winogron plastikowe pojemniki z odzysku. Winne grona trafiają na wywrotki, pod prasę, w końcu do tanku lub kwewry (gliniane, wkopywane w ziemię pojemniki – amfory). Ostatecznie – do butelki.
Spis treści
Gruzja butelkową potęgą
Tych butelek potrzebują Gruzini całkiem sporo. W pierwszym półroczu 2021 wyeksportowano ich z kraju 72,6 mln. Teraz będzie akcent

Gruzińskie tradycje. Na zdjęciu wino Chwanczkara, owiany złą sławą legendarny trunek cieszący się niesłabnącą popularnością
polski: Polska jest dla Gruzji trzecim rynkiem zbytu. We wspomnianym okresie kupiliśmy 4,1 mln butelek i było to o 24% więcej, niż rok wcześniej. Tylko Rosja (43,3 mln szt.) i Ukraina (8,6 mln szt.) sprowadzają tego wina więcej. Trunek ten to jednak nie jedyny pożytek z winogron, jakim Gruzini dzielą się z uboższymi (pod względem klimatu) bliźnimi. W ślad za winem wyjechało 25,5 mln butelek brendy oraz 0,66 mln butelek czaczy (odpowiednik grappy). W sumie Gruzja zarobiła na zebranych i przetworzonych w ubiegłym roku winogronach 270 mln USD. Według danych gruzińskiego urzędu statystycznego ta grupa towarowa zajmuje trzecie miejsce pod względem dochodów z eksportu. Więcej zarabia Gruzja tylko na eksporcie rud miedzi – w 2018 roku było to 504,1 mln USD – i reeksporcie samochodów – 408,9 mln USD.
Monotonnej pracy przy Rtweli towarzyszy silna motywacja – dla drobnych gospodarstw, jakie przeważają w Gruzji , winogrona stanowią jedno z podstawowych źródeł dochodów. Inne owoce, chów zwierząt czy przetwórstwo mleka mają daleko mniejsze znaczenie lub zaspakajają prawie wyłącznie własne potrzeby gospodarstwa, tudzież jego gości. To osobny temat rzeka, jednak by choćby mgliście zasygnalizować wielkość tej części kategorii „spożycie własne” trzeba wiedzieć, że dla Gruzina supra, czyli biesiada, jest sensem życia. Do jej zorganizowania wystarczy najlichszy pretekst, a nasze powiedzenie „zastaw się, a postaw się” bardzo mizernie oddaje realia gruzińskiego stołu.
Wieloletnie gruzińskie tradycje winiarskie
Jeden jeszcze przykład dbałości o gruzińskie tradycje winiarskie, które w tym regionie mają ponad 8 tysięcy lat. (W każdym razie tyle miały pestki winogron wykopane przez archeologów na jednym ze stanowisk na terytorium dzisiejszej Gruzji. Pytanie, czy od dzisiejszych Gruzinów wiedzie prościutka i najkrótsza z możliwych linia do tych pra – winiarzy i koneserów byłoby bezrozumnym faux pas.)
W zachodniej części kraju, na północ od Kutaisi (popularnego wśród Polaków z powodu jednego z dwóch lotnisk, jakie obsługują połączenia z Polską, no i stolicy legendarnej Kolchidy!) rozpościera się region zwany Raczą-Leczchumi. Tylko tutaj uprawia się dwie endemiczne odmiany winorośli przeznaczanych na wino. To szczepy Aleksandruli i Mudżeretuli – z ich kupażu powstaje wino Chwanczkara. Ciągnąca się za nim legenda, jakoby było to ulubione wino Stalina, wcale nie psuje degustacji. Zresztą to samo mówi się o Saperavi, Mukuzani czy Kindzmarauli (a to tylko czerwone, trzeba więc pamiętać i o białych…). Chwanczkara jest tak ceniona, że uprawę winogron, z jakich powstanie oraz samą produkcję ściśle się w Raczy śledzi.
Jak zostać gruzińskim królem wina?
Każda winnica, w której rosną wymienione odmiany jest rejestrowana w gminnych urzędach. Grona można sprzedawać tylko w upoważnionych punktach skupu, gdzie notuje się skrupulatnie ilości oddawanego przez plantatora surowca. Ten trafia do licencjonowanych zakładów przetwórczych. W sezonie zbiorów dróg prowadzących do tych miejscowości, gdzie przerabia się grona Aleksandropuli i Medżeretuli pilnują patrole drogówki kontrolujące ciężarówki załadowane winogronami. Potem już z górki, akcyza – itd. Jak mawiał mleczarz Tewjee ze „Skrzypka na dachu” – „…jednak z drugiej strony…”. W produkcji wina mają Gruzini niejeden grzeszek na sumieniu. Sami przyznają – czasami i po cichu, że fałszerstwa ich produktów sięgały 90% produkcji. Poza przyczynami politycznymi także i to mogło być jednym z powodów, dla którego Rosjanie na kilka lat zamknęli swój rynek przed winami z Gruzji. Z fałszowaniem wina z dużym zaangażowaniem (jak to on…) walczył były prezydent Michaił Saakaszwili, sam zresztą plantator. W Kachetii można oglądnąć sobie – zza płotu, nie ma zwiedzania – jego niewielką winnicę.
Gruzińskie tradycje – magia, romantyzm i chwila zapomnienia
Tutaj możemy wrócić na chwilę do winiarstwa „romantycznego”, czy po nowemu do enoturystyki. W Kachetii – to już wschodnia Gruzja – zorganizowano „winne szlaki” wiodące przez wsie znane z upraw winogron oraz zahaczające o przetwórnie. Można więc zobaczyć winnicę, popracować na niej, na przykład wziąć udział w rtweli czy wyciskaniu soku. Da się także zejść do marani – piwniczki, w której sok zlewany do kwewr fermentuje.
Można także pomóc w mieszaniu moszczu – tak, by fermentacja przebiegała równo w całej masie znajdującej się w pojemniku (tradycyjnej fermentacji w glinianych kwewrach poddaje się całość zmiażdżonych owoców, bez filtrowania). No i istnieje opcja uczestnictwa w zbieraniu stałych frakcji owoców po burzliwej fermentacji. Te resztki skórek owoców oraz inne „zanieczyszczenia” winiarze starannie zbierają, po czym kwewry z uspakajającym się już moszczem starannie zakrywają kamiennymi pokrywami i przysypują ziemią. Cicha fermentacja trwa sobie aż do ostatniej dekady listopada. Wtedy kwewry odsłania się i – oczywiście komisyjnie, z sąsiadami – przekonuje się dobitnie co też to w tym sezonie nam wyszło. Potem to samo u sąsiada. I u następnego… Typowe gruzińskie tradycje.
Wypić można prawie wszystko
Aha! Co z tymi „śmieciami” zebranymi po burzliwej fazie fermentacji? Po pierwsze – tylko nie „śmieciami”. To bardzo pożyteczny surowiec. Przepędza się go w prostych instalacjach destylujących – zwykle czacza ma rozsądną moc około 55%. Tak samo jak wino można ją legalnie kupić „wszędzie”. Na przykład na mikro-kramikach na poboczach dróg, często oferujących również szoti (płaski gruziński chleb), sery, pomidory… Jeśli jesteśmy autem, to mamy zwykle współpasażerów. Pojazd prawie na pewno posiada maskę (jeżdżą po Gruzji egzemplarze bez tego elementu, ale to naprawdę margines). Jest więc wszystko, czego potrzeba do supry. Taka improwizowana na chybcika nie musi zakłócać podróży – spełnia się trzy toasty i w drogę! Gdzie? Na przykład do sadów innych ważnych dla Gruzji gatunków. Gruzińskie tradycje to zdecydowanie rzecz, w której można się zakochać.
