Zmęczeni ciężką, jesienno-zimową dietą, z coraz większym utęsknieniem rozglądamy się za świeżymi warzywami. Wielu z nas sięgnie po nowalijki. Czy to aby na pewno dobry pomysł?
Czerwone, piekące w język rzodkiewki, aromatyczny szczypiorek, soczysta sałata. Smaki i obrazy, które większość z nas pamięta z dzieciństwa. Wraz ze zbliżającą się wielkimi krokami wiosną przychodzi coraz większa ochota, by nowalijki znalazły się na naszych talerzach. Jednak czy to nie jest tylko nasze wyobrażenie?
– Określenie nowalijki już nie funkcjonuje. Warzywa, które zwykliśmy tak nazywać, dostępne są obecnie przez cały rok – prostuje dr hab. Ewelina Hallmann z Wydziału Nauk o Żywieniu Człowieka i Konsumpcji Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.
Dostępne obecnie w sklepach warzywa sprowadzane są m.in. z takich państw jak Hiszpania czy Portugalia. Niekiedy pokonują jeszcze większe odległości.
– Pomidory są gotowe do spożycia w 5 fazie dojrzałości i takie zjadamy w Polsce w trakcie prawdziwego sezonu. Te sprowadzane nie są jeszcze gotowe do spożycia. Zamyka się je w pojemnikach i używa etrelu, by nabrały „pomidorowego” koloru. Nie są one jednak w stanie wytworzyć cukrów i kwasów organicznych, przez co nie mają smaku – wyjaśnia dr hab. Ewelina Hallmann.
Niekoniecznie zdrowe są również rzodkiewki uprawiane w tunelach foliowych i szklarniach. Z racji tego, że nie dociera tam wystarczająca ilość światła słonecznego, nawozi się je azotem. Tworzą się wówczas azotany. Niebezpiecznie się robi, kiedy taka rzodkiewka jest dodatkowo zapakowana w folię. Wytwarzają się wówczas azotyny, których rakotwórcze działanie jest wszystkim znane. Warto też zastanowić się, czy nie dojeść zapasów kiszonych ogórków, zamiast kupować te szczelnie zawinięte w folie. Tak zabezpieczone warzywo nie oddycha, przyspiesza się więc proces gnicia. Czy w takim razie wraz z pierwszymi promieniami słońca całkowicie odmawiać sobie warzyw ze sklepowych półek?
– Ależ absolutnie! Można je jeść, tylko nie od razu cały pęczek rzodkiewek. Nic złego się nie stanie, jeśli położymy kilka plasterków na kanapkę z białym serem. Oczywiście dużo bardziej wartościowe są warzywa zebrane z polskich pól i przydomowych ogródków. Za nimi niestety musimy jeszcze trochę poczekać – uspokaja dr hab. Ewelina Hallmann.
Są jednak nowalijki, których spożycie z pewnością nie dość, że nam nie zaszkodzi, to jeszcze pomoże wzmocnić organizm. Mowa tu o… kiełkach. Choćby i nasza swojska rzeżucha wyhodowana tradycyjnie na ligninie lub w kiełkowniku.
– Zanim jeszcze nie zaczną się rodzime zbiory, to najbardziej wartościowa i odpowiednia dla nas porcja witamin. I podobnie jak w przypadku plonów z naszych pól, doskonale wiemy, w jakich warunkach były hodowane – podpowiada dr hab. Ewelina Hallmann.
Niezależenie od tego, czy nazwiemy je nowalijkami, czy też nie, pierwsze kojarzone z wiosną warzywa coraz bardziej kuszą. I jak nie ma niczego złego w zjedzeniu od czasu do czasu kawałka ciasta, tak nie stanie się tragedia, kiedy zagoszczą na naszych talerzach. Ostatecznym sędzią niech będą tutaj nasze kubki smakowe.
A ty jak oceniasz 2020?Przeczytaj Sezon 2020 na plusie!
Dodaj komentarz