Strajkujący rolnicy zostają na granicy. Dlaczego? — wywiad
Dzisiaj, tj. 27 lutego trwa gwiaździsty marsz na Warszawę. Uczestnikami są rolnicy z całej Polski, którzy w ten sposób zareagowali na wprowadzenie na listę infrastruktury krytycznej przejścia graniczne wraz z drogami dojazdowymi. Jednak nie wszyscy strajkujący rolnicy opuścili granicę. Kto pozostał i dlaczego?
Polscy strajkujący rolnicy opuścili przygraniczne miejsca protestu i ruszyli na Warszawę. Nie wszyscy jednak zeszli z przygranicznych „barykad”. Na nasze pytanie, dlaczego nie wszyscy rolnicy włączają się do marszu na Warszawę, odpowiada Wojciech Włodarczyk, członek prezydium Rady Krajowej NSZZ RI Solidarność, były przewodniczący woj. małopolskiego.
Spis treści
Strajkujący rolnicy zrzeszeni w Izbach Rolniczych zmieniają strategię protestu
Premier Polski ogłosił włączenie przygranicznych torów i przejść granicznych oraz strefy przygranicznej na listę infrastruktury krytycznej. W efekcie Izby Rolnicze postanowiły zmienić strategię protestacyjną. Odchodzą od blokady granic.
Czy NSZZ RI „Solidarność” też opuści granicę polsko-ukraińską?
Wojciech Włodarczyk: NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność” nie opuści granicy! Nie zakończamy protestu na granicy. Myśmy ogłosili protest do 10 marca, ale też jest niewykluczone, że go nie przedłużymy. Zobaczymy jakie będą efekty podejmowania pewnych decyzji przez rząd.
Oczywiście ta cała wypowiedź premiera o sytuacji krytycznej na granicy, czy w ogóle w skali kraju, że tam gdzieś pogotowia, karetki nie są przepuszczane. Także, że pomoc humanitarna i transport militarny na Ukrainę są zatrzymywane przez rolników, to jest absurd. My tego nie zatrzymujemy. Jeżeli ktoś to zatrzymuje, to nie Związek Rolników Indywidualnych, ale wręcz bardzo podejrzane ekipy.
Kto w takim razie będzie uczestniczył w gwiaździstym marszu?
W.W.: Izby Rolnicze to jest samorząd rolniczy, to nie jest związek. Więc to jest zupełnie coś innego. Oni podlegają bezpośrednio pod ministerstwo, no to być może pod odgórnym naciskiem, organizują ten marsz gwiaździsty? Cóż, podjęli taką decyzję.
Wiemy, że część naszych związkowców wybierze się do Warszawy 27 lutego. My nie zniechęcamy. Niektórzy nasi rolnicy chcą jechać, więc pojadą na ten protest 27. i później na drugi. Wypowiedzą swoje zdanie. Przy czym wiemy jedno, że marsz 27 lutego jest zorganizowany w porozumieniu z ministerstwem, również z premierem Tuskiem… Którzy z nas pojadą, którzy dadzą radę, no to trudno, to jadą. My ich nie blokujemy. Wręcz chwała za to, że walczą, ale też zobaczą na własne oczy, czy tak jak przewidujemy, będzie to ewidentnie zaplanowana demonstracja przez premiera Tuska, przez ministerstwo. Nawet jak dojdzie do jakiś prowokacji, to one będą pod ochroną.
My jako Związek planowaliśmy od dawna protest w Warszawie w innym terminie.
Strajkujący rolnicy znowu „zawitają” do Warszawy? Kiedy?
W.W.: NSZZ RI „Solidarność” planowała generalny zajazd na Warszawę, ale nie teraz, kiedy nie ma tygodnia sejmowego. Myśmy postanowili „ruszyć” na stolicę 6–7 marca. Wtedy bowiem zaplanowane są obrady sejmu. Chcemy wiedzieć jedno, do kogo dotrzeć! I taki plan mamy i ten marsz się odbędzie. I my się na ten protest szykujemy, ze wsparciem różnych organizacji.
Czy przez ten czas protestów zmieniły się postulaty strajkujących rolników?
W.W.: My, strajkujący rolnicy chcemy, aby polski rząd zaczął dbać o polskie rolnictwo. Jak zabijemy rolnictwo, to doprowadzimy do chaosu, do anarchii całkowitej w Polsce. I pytam się, gdzie jest obecny rząd teraz, żeby zareagować w odpowiedni sposób na te masowe transporty towarów z Ukrainy? Twardo postawić warunki w Brukseli. A nie, że po prostu uciekają i mówią, że będą negocjować. Ile będą negocjować? Do czerwca, do następnego roku, tak jak się von der Leyen wypowiedziała, że za rok podejmą decyzję odnośnie do towarów z Ukrainy?
Jako strajkujący rolnicy chcemy pełnej kontroli granicy!
W.W.: Chcemy pełnej kontroli granicy! To nasze stanowisko było jednoznaczne od samego początku — pełna kontrola, a nie punktowa. Aby ta niezdrowa żywność nie wjeżdżała do UE. Bo ukraińska produkcja ma się nijak w porównaniu do naszej. Przede wszystkim jakość ma być zachowana. My produkujemy ciężko z wielkim wyrzeczeniem, aby sprostać unijnej konkurencji. A na Ukrainie uprawia się tańszym kosztem, a potem ci oligarchowie zachodni, mający ogromne gospodarstwa na Ukrainie, pompują produkty do polskich magazynów, żeby zejść z kosztów chociażby długiego transportu. Ktoś próbuje zbić za wszelką cenę ogromny kapitał na naszej krzywdzie. Najlepiej do Polski wpompować zboże z Ukrainy, bo jest najbliżej. Po co to transportować dalej, ponosić koszty, płacić za statki. A my Polacy jakoś sobie poradzimy…
Czy my mamy się na to nabierać? Kiedy na własne oczy widzimy. Nasi rolnicy ciężką krwawicą za swoje paliwo jadą za samochodem, żeby obserwować gdzie ten transport z ukraińskim towarem jedzie. Wyłapaliśmy, że samochód przekroczył granicę pomiędzy nami a Niemcami i za dwie godziny wrócił z powrotem. Mianowicie odstał tam tylko na parkingu i zawracał, aby się rozładować w polskim magazynie. Jeszcze niektórzy transportowcy nas informowali, że podjechał samochód osobowy do ciężarowego, wymienili tylko dokumenty. Po czym ciężarówka zawinęła z powrotem i wrócił do Polski, by wysypać zboże do polskich magazynów.
Na to jest jednoznaczne przyzwolenie elit Brukseli. Może nawet innych rządów europejskich, żeby zapchać Polskę. A nas konfliktować z Ukrainą. Nie na tym rzecz polega, bo naprawdę bardzo nam zależy i sercem jesteśmy za tym, żeby Ukraina się wyzwoliła. Ale nie można dopuszczać do takich sytuacji. Proszę bardzo, tranzyt — tak, i dalej w Europę i w świat jak najbardziej.
Niech zlikwidują dopłaty w całej Unii Europejskiej!
W.W.: Poza tym nie chcemy, aby nas postrzegano jako domagających się dopłat. Niech zlikwidują dopłaty dla rolników w UE. Wtedy rynek się zregeneruje. Oczywiście żywność będzie wówczas dużo droższa, ale nie będziemy jako rolnicy narażeni na propagandę. Ci, którzy prowadzą produkcję, będą mieli za to zapłacone. Wtedy rynek się wyreguluje. Jeżeli są dopłaty, to wie Pani po co są dopłaty? Po to, żeby tym rynkiem sterować, żeby trzymać w ryzach tego rolnika, który produkuje.
Bez dopłat jesteśmy w stanie sobie tak rozłożyć produkcję, żeby sobie poradzić. Tylko to musi być w całej Europie. Do tego wokół UE granice na towary rolne spoza muszą być zamknięte. A sprowadzenie towarów z zewnątrz powinno się odbywać wyłącznie na zasadach umów.
Jednoznacznie mówię, niech te pieniądze z dopłat rolniczych przekażą konsumentom, pracownikom. Wtedy oni zarobią więcej, ale rolnik propagandowo nie będzie narażony, że dostaje pieniądze za nic i że tylko mu na tych pieniądzach zależy.
Nic bardziej mylnego. Dawno żądamy, żeby dopłaty bezpośrednie były uzależnione od prowadzenia jakiejkolwiek produkcji rolnej. Dlaczego tego się nie chce wprowadzić? Dlaczego Unia Europejska to za wszelką cenę blokuje? Bo mają w tym swój interes. Tak jak dam najprostszy przykład, jeżeli chodzi o odłogowanie ziemi.
Strajkujący rolnicy przeciwko odłogowaniu ziemi!
W.W.: Już raz, gdy w Polsce rządziły Lewica i PSL wprowadzono odłogowanie. Wówczas wykupiono masę ziemi uprawnej. Kto kupił? Bogaci, którzy mieli grube pieniądze lub zdolność kredytową. Wtedy bowiem stan naszych gospodarstw był zły. Rolnicy nie mieli pieniędzy i zdolności kredytowej. Dlatego nie stać nas było inwestować w ziemię. Natomiast kupowali ziemię oligarchowie i wielu polityków powiązanych z ul. Wiejską. Oni podkupili te hektary, nie robiąc nic na roli odłogowanej, do której były wówczas dopłaty i w ten sposób spłacali te kredyty zaciągnięte na zakup ziemi. Czyli tak naprawdę dostali tą ziemię za darmo. Później chcieli, żeby rolnicy od nich tę ziemię dzierżawili za wynagrodzeniem.
Myśmy mówili zostawcie im to, niech wiedzą jakie to są koszty utrzymania ziemi. Niech doświadczą, że dopłat nie wystarcza na pielęgnowanie gleby, koszenie pół, generalnie wywiązanie się i rozliczenie z Agencją. Gdy zaczęliby się mierzyć z problemami, wiedzieliby na czym polega posiadanie ziemi i dbanie o nią.
I teraz znowu jest próba wprowadzenia odłogowania z dopłatami. Czyli będzie następne uderzenie, dobicie producentów rolnych, bo tak naprawdę oni wykupią tą ziemię na maxa. Nas, mających kredyty i je spłacających, m.in. właśnie te „piękne ciągniki”, które są na razie własnością banków nie stać na zakup ziemi.
Strajkujący rolnicy na granicy nie poddadzą się szantażom!
W.W.: Nawet nie wiecie, jaka masa szantażów jest kierowana pod adresem strajkujących rolników. Między innymi ze stron właścicieli magazynów zbożowych. Grożą, że wypowiedzą umowę, że już w ogóle nie będą przyjmować od nas ziarna czy nasion rzepaku. Stawiają nam ultimatum: albo schodzisz z protestu, a jak nie, to ci wypowiem umowę.
Pojawiają się również szantaże, że zwolnią z pracy zatrudnionych w różnych firmach czy instytucjach członków rodziny strajkujących rolników. Przykładowo — jak nie zejdziesz z protestu, to twoja żona straci pracę. Część spośród nas jest dwuzawodowcami. Często mąż pracuje w gospodarstwie, a żona jest zatrudniona gdzieś na etacie. Jako specjalista podejmuje pracę gdzie jest fachowcem w danej dziedzinie. No i ktoś szantaż wykonuje, że żona straci pracę. Tylko dlatego, że ten rolnik jedzie i wspiera protest. No to wyobraźmy sobie, na co nasi rolnicy dodatkowo są narażani. Ale mimo to nie poddają się i walczą.
Lepiej w ten sposób walczyć i przejść przez te różne presje, niż mieliby nas doprowadzić do ostateczności, gdzie będziemy musieli o ojczyznę walczyć przelewając krew.
Dzisiaj strajkujący rolnicy po wybuchu wojny opiekowali się Ukraińcami
W.W.: Nie chcemy dopuścić do sytuacji, kiedy trzeba będzie za ojczyznę przelewać krew. Nie jesteśmy przeciwko walczącej Ukrainie. Pomagaliśmy uciekinierom — matkom z dziećmi. Sam jestem przykładem, bo też przyjąłem rodzinę ukraińską pod swój dach. Matkę z czwórką dzieci przyjąłem, nie oczekując nic za to. Otworzyłem drzwi mojego domu, bo trzeba pomóc drugiemu człowiekowi i tak na to patrzymy. Ale jeżeli my padniemy, to nawet nie będziemy w stanie Ukrainie pomóc.
Komuś bardzo zależy, żeby skłócić naród polski z narodem ukraińskim. To jest nie do przyjęcia. Ja do dwóch telewizji ukraińskich się wypowiedziałem w Medyce. I prosiłem o zrozumienie. Proszę bardzo zgadzamy się na tranzyt, ale tranzyt w pełni kontrolowany.
Czytaj również: Zanim zaczniesz nawożenie 2024… O tym warto pamiętać!
Obserwuj nas w Google News. Bądź na bieżąco!