Agroturystyka prowadzona kobiecą ręką
Spis treści
Życie kobiet na wsi to już nie tylko wychowywanie dzieci i prowadzenie domu. Kobiety z małych miejscowości coraz częściej prowadzą własne biznesy lub spełniają się zawodowo. Agroturystyka jest dla nich natomiast nie tylko źródłem dochodu, ale również życiową pasją. O agroturystycznych ambicjach kobiet, ich miłości do ludzi i zwierząt oraz o tym, że bycie mamą może inspirować, opowiedziały nam 3 niezwykłe kobiety…
Agroturystyka jako rodzaj turystyki cieszy się dużym zainteresowaniem w Polsce, zarówno wśród osób odwiedzających takie gospodarstwa, jak i tych, którzy planują ich założenie. Z roku na rok przybywa więc gospodarstw agroturystycznych. Według wyliczeń MRiRW w ubiegłym roku działało u nas ok. 8,5 tys. gospodarstw, które dysponowały 84,5 tys. miejsc noclegowych. Najwięcej tego typu obiektów znajduje się natomiast na Warmii i Mazurach oraz w Karpatach.
Dla wielu rodzin wiejskich agroturystyka jest niekiedy jedyną alternatywą dla tradycyjnej działalności rolniczej. W tej branży szczególne miejsce zajęły kobiety. Działalność agroturystyczna była i jest niezwykle bliska pracom, które na co dzień podejmują one w swoich domach, dlatego tak wiele z nich decyduje się na prowadzenie tego biznesu. Należy jednak podkreślić, że według kobiet agroturystyka jest jednak przede wszystkim sposobem na spokojne życie, pełne pasji i kontaktu z naturą. Tak myślą również nasze bohaterki, które od wielu lat z powodzeniem zajmują się tą działalnością.
Bo lubię ludzi…
Gospodarstwo agroturystyczne „u Marylki”, prowadzone przez panią Marię Szalbót, to obiekt położony w woj. dolnośląskim w miejscowości Górka, niedaleko Milicza w samym sercu Parku Krajobrazowego Dolina Baryczy, który jest największym rezerwatem ornitologicznym w Polsce. Panią Marię chętnie odwiedzają rodziny z dziećmi, rowerzyści, grzybiarze i ornitolodzy, a także zorganizowane kolonie dziecięce. W trakcie rozmowy z nią daje się odczuć wrażenie niezwykłej troski i ciepła emanującego z tej kobiety, dla której motywacją do założenia agroturystyki były dzieci z domu dziecka.
Da się z tego wyżyć i żyje się całkiem nieźle. Pieniędzy starcza zarówno na życie, jak i na dalsze prowadzenie działalności.
– Widziałam, jak inni to robią, i chciałam zobaczyć, czy agroturystyka jest dla mnie, czy też może się to u mnie udać. Motywacją były dla mnie natomiast dzieci z Domu Dziecka we Wrocławiu, które odwiedzając naszą okolicę, przychodziły do mnie na obiady i bardzo im one smakowały. Dobrze czuły się również w moim domu. Wtedy zrodził się u mnie pomysł założenia własnej agroturystyki – mówi pani Maria.
Działalność pani Maria prowadzi już od wielu lat i nie narzeka na brak gości. W sezonie bywa u niej nawet 30 osób. Pomimo że prowadzenie agroturystyki zajmuje jej bardzo dużo czasu, to daje również wiele zadowolenia i satysfakcji.
– Da się z tego wyżyć i żyje się całkiem nieźle. Pieniędzy starcza zarówno na życie, jak i na dalsze prowadzenie działalności. Sprawdziłam się w tym, co robię. Lubię ludzi, lubię z nimi przebywać i rozmawiać. Agroturystyka daje mi bardzo dużo satysfakcji. Na pewno będę nadal inwestować w powiększenie bazy noclegowej i podnoszenie standardu już istniejących pokoi, bo zainteresowanie moją agroturystyką z roku na rok jest coraz większe – dodaje.
Podkreśla natomiast, że prowadzenie agroturystyki to ciężka praca i bez wsparcia i pomocy męża nie dałaby sobie z nią rady.
– Mąż mi bardzo pomaga, bez niego byłoby ciężko, szczególnie wtedy, gdy w gospodarstwie mamy pełne obłożenie. Z resztą męska ręka przydaje się szczególnie wówczas, gdy trzeba coś naprawić, z czym my kobiety średnio możemy dać sobie radę same – opowiada.
W swoim gospodarstwie pani Maria, oprócz licznych atrakcji, serwuje zdrową kuchnię opartą na własnoręcznie wyhodowanych warzywach, owocach i ziołach. Klimat miejsca sprawia natomiast, że często wracają do niej goście. Sama gospodyni tak charakteryzuje gospodarstwo na swojej stronie internetowej: „u Marylki” to idealne miejsce dla miłośników przyrody, osób ceniących sobie ciszę, spokój i kontakt z naturą.
Bo kocham zwierzęta…
Pani Jola Jasińska prowadzi z kolei gospodarstwo agroturystyczne pod nazwą „Jolinkowo” w Zawadce, przysiółku Jaworzyny (woj. małopolskie), położonym 730 m n.p.m. Mieszka ona w prawie 60-letnim domu z bali położonym przy szlaku turystycznym w Beskidzie Makowskim w paśmie Koskowej Góry. Pani Jola hoduje starą rasę kóz karpackich, która stara się ocalić przed wyginięciem. Jej oferta turystyczna skierowana jest do osób, które chcą zobaczyć, jak żyje się z dala od zgiełku miasta i w zgodzie z naturą. Motywacją do założenia agroturystki było dla niej natomiast poszukiwanie spokojnego życia i wolności.
– Nie planowałam agroturystyki. Kupiłam tę chałupę, przeniosłam się i pracowałam zdalnie. Życie niesie nam mnóstwo niespodzianek, po prostu straciłam pracę. Nie wyobrażałam sobie powrotu do miasta, nie umiałabym już w nim żyć – opowiada pani Jola. – Agroturystyka pozwoliła mi zostać w tym miejscu i zarobić na utrzymanie najpierw swoje, później trzódki zwierząt. W tej chwili mam 10 kóz, 4 koty, 3 psy i 2 konie, które niedawno adoptowałam z Fundacji Pegasus – dodaje.
Jednak agroturystyka nie jest dla pani Joli czymś najważniejszym, o wiele bardziej ceni sobie możliwość życia w tym miejscu. Nie snuje dalekich planów i nie stara się wybiegać zbyt daleko w przyszłość.
– To nie jest dla mnie biznes, to sposób na życie w tym miejscu, na Jaworzynach. Czy da się z tego wyżyć? Zależy, ile od tego życia oczekujemy. Ja mam tylko dwa pokoje dla gości i trzeci dla siebie. Ludzie uczestniczą w moim życiu, dzień po dniu. Przyjeżdżają i stają się domownikami. Moim celem jest przede wszystkim utrzymanie tego miejsca i moich zwierząt. To jest skala mikro, ale dla mnie wystarczy. Nie zamierzam rozbudowywać domu, po pierwsze nie stać mnie na to, po drugie nie udźwignęłabym tego w pojedynkę. O przyszłości nie myślę zbyt często, mam nadzieję, że uda mi się tu być razem z moimi zwierzętami. Mam już wielu zaprzyjaźnionych gości. Ludzi szukających takich miejsc, starych domostw jest coraz więcej – mówi pani Jola.
Moim celem jest przede wszystkim utrzymanie tego miejsca i moich zwierząt.
Pani Jola jest kobietą niezależną i niezwykle silną, która potrafi poradzić sobie z wieloma obowiązkami. Uważa, że nie jest jednak wyjątkiem.
– Powiedziałabym, że kobiety są wbrew pozorom silniejsze psychicznie, w takim miejscu, z takimi obowiązkami mężczyzna, by poległ – twierdzi.
Gospodarstwo agroturystyczne prowadzone przez Panią Jolę to również oaza spokoju z niepowtarzalnym klimatem, który da się odczuć nawet w samym domostwie. W gustownie urządzonych wnętrzach, które swoim folkowym charakterem zapadają w pamięć, można poczuć się po prostu swojsko.
Bo jestem mamą…
Pani Justyna Królikowska, prowadząca wraz z mężem Grzegorzem agropensjonat dla wymagających Rodziców z małymi Dziećmi „uGrzegorza” w Tyliczu (gm. Krynica Górska- Zdrój), dzieli się z nami doświadczeniami związanymi z wychowaniem dzieci. Zaskakujące jest, z jakim zapałem i przemyślaną koncepcją można prowadzić gospodarstwo agroturystyczne. Pani Justyna jest bowiem matką 3 chłopców, która dobrze rozumie potrzeby małych dzieci i ich rodziców. Agroturystyka pani Justyny jest w związku z tym zorganizowana w taki sposób, aby rodzice i dzieci mogli bez stresu nacieszyć się swoja obecnością.
– Nasza agroturystyka skierowana jest do rodzin z dziećmi. Sama jestem mamą 3 chłopców i dobrze wiem, czego potrzeba dzieciom i ich rodzicom na wyjeździe. Jednak my poszliśmy w zupełnie innym kierunku niż duże hotele i typowe pensjonaty, proponując naszym gościom, żeby spędzili wspólnie czas ze swoimi dziećmi, na co nie zawsze mogą pozwolić sobie w codziennym życiu. Chodzi nam bowiem o to, żeby nie przenosić modelu przedszkolnego na wczasy. Dlatego u nas agroturystyka oznacza aktywność (wyjścia w góry, które połączone są np. z zabawą w podchody) i dobrą zabawę (ciekawe warsztaty tematyczne) czy animacje, które proponujemy zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych – tłumaczy pani Justyna.
Motywacją do założenia takiej działalności dla pani Justyny był mąż, który szukał alternatywnego pomysłu na gospodarstwo rolne swoich rodziców.
– Pomysł prowadzenia agroturystyki wziął się od męża, którego rodzice prowadzili gospodarstwo rolne. Wokół Tylicza nie ma zbyt wielu możliwości pracy, dlatego postanowiliśmy zająć się agroturystyką i pokazać wszystkie walory przyrodnicze i turystyczne naszego regionu – mówi pani Justyna.
Właścicielka udowadnia ponadto, że z prowadzenia agroturystyki można się utrzymać pod warunkiem, że dostosujemy ofertę do potrzeb gości i włożymy w nią dużo własnego zaangażowania.
Jeżeli w organizację własnego biznesu włoży się trochę serca, poświęcenia i obserwacji, autentycznego zaangażowania, to jest szansa na jego powodzenie.
– Żyję się z tego nieźle, ale kluczem do sukcesu jest dobra organizacja i dbanie o wysoki standard – zapewnienie najwyższego standardu pokoi i całego obiektu, ciągłe udoskonalenie oferty oraz dostosowywanie się do dzisiejszych realiów. Dlatego u nas goście są zarówno latem, jak i zimą. Jeżeli w organizację własnego biznesu włoży się trochę serca, poświęcenia i obserwacji, autentycznego zaangażowania, to jest szansa na jego powodzenie. Jako matka i kobieta wiem, jak wymagające są szczególnie małe dzieci, dlatego rodzicom trzeba zapewnić warunki, które umożliwią im komfortowy, a zarazem udany pobyt, a wtedy wrócą do nas na pewno. Ponadto klient z dziećmi nie jest łatwym klientem, bo jest klientem wymagającym – wyjaśnia właścicielka.
Stereotypowo kobietom na wsi jest trudniej prowadzić biznes, ale tak naprawdę bez naszego wyczucia, zaangażowania i organizacji mężczyzna, by sobie nie poradził.
Pani Justyna podkreśla także, że agroturystyka nie zajęciem łatwym dla kobiety, która nie ma przy boku mężczyzny. Jednak jej rola w takim biznesie bywa nie do przecenienia.
– Stereotypowo kobietom na wsi jest trudniej prowadzić biznes, ale tak naprawdę bez naszego wyczucia, zaangażowania i organizacji mężczyzna, by sobie nie poradził. Moja troska o czystość, zdrowe i smaczne jedzenie, przemyślaną i dobrze zorganizowaną ofertę, to znaczący udział w rodzinnym biznesie. Dodatkowo to, że jestem mamą, pozwala mi lepiej zrozumieć wymagania klientów i przewidzieć ich oczekiwania względem pobytu u nas –tłumaczy.
W gospodarstwie Pani Justyny serwowane jest tylko domowe jedzenie, które, jak zapewnia właścicielka, jest ono smaczne i zdrowe.
– U nas dzieci nie zjedzą frytek, ale za to jedzenie jest tak urozmaicone, że każdy znajdzie coś dla siebie. Prowadzimy także warsztaty żywieniowe dla rodziców, które mają za zadanie nauczyć ich jak żywić, układać jadłospis dla własnych dzieci, żeby rosły zdrowo. Chcemy w ten sposób pomóc współczesnym rodzicom i pokazać im, jak przygotowywać zdrowe posiłki, jak nauczyć dzieci kultury jedzenia i tego, że posiłek jest ważnym elementem dnia codziennego, także w kontekście zacieśniania więzi rodzinnych – tłumaczy pani Justyna.
Pobyt w gospodarstwie agroturystycznym „uGrzegorza” może szczególnie przypaść do gustu rodzicom, którzy cenią sobie jakość, wysoki standard i przemyślaną formę spędzenia wolnego czasu wraz z dzieckiem.
Agroturystyka to już nie tylko „wczasy pod gruszą”
Nasze rozmówczynie udowadniają, że działalność agroturystyczna może być nie tylko opłacalna, ale również być świetnym sposobem na życie na wsi. Agroturystyka po polsku to przede wszystkim obcowanie z przyrodą, dobrą regionalną kuchnią i lokalne atrakcje. Panie podkreślają także, że aby inwestycja przynosiła profity, trzeba ją prowadzić z zaangażowaniem i dostosować do oczekiwań potencjalnych klientów. Dlatego dużym zainteresowaniem cieszą się przede wszystkim te oferty, które zaadresowane są do konkretnego odbiorcy. Turyści mniej chętnie wybierają natomiast obiekty, które kojarzą się im z „wczasami pod gruszą”. W agroturystyce nie ma już również miejsca na „bylejakość”.
Obserwuj nas w Google News. Bądź na bieżąco!
Super case study