Ojcowizna: czy młodzi będą chcieli zostać na gospodarstwie?

Czasy się zmieniły, ale sentyment do gospodarstwa i ziemi jako dobra dziedzicznego pozostał. Każdy rolnik marzy, żeby dzieci przejęły kiedyś dorobek jego ciężkiej pracy. Co możemy zrobić, aby zachęcić młodych do pozostania na wsi i jak dziś wygląda życie na gospodarstwie z wielopokoleniowymi tradycjami?
Ojcowizna. To wielkie słowo, które nadal jednak zyskuje na wartości, szczególnie w rodzinach rolniczych. Według tradycji ojcowizny nie powinno się sprzedać, zniszczyć czy zaprzepaścić. Dorobek kolejnych pokoleń jednej rodziny powinien więc w niej pozostać. Jak pokazuje przykład wielu rodzin rolniczych w Polsce, tradycja ta nie zanika, a wielopokoleniowe gospodarstwa przejmowane są z powodzeniem przez młodych.
Moje dzieci nie wyobrażają sobie życia, gdzieś indziej i przez to wiem, że moje gospodarstwo ma rację dalszego bytu.
Pani Janina Chomejko (lat 50) z Pomarzanowic (woj. wielkopolskie) jest właścicielką gospodarstwa rolnego o specjalizacji bydło mleczne. – Jestem już trzecim pokoleniem, które zajmuje się rolnictwem. Ta tradycja, wyniesiona z domu rodzinnego, zawsze była mi bliska, nigdy nie myślałam, że mogłabym wyjechać ze wsi i prowadzić dużo spokojniejsze życie w mieście – mówi rolniczka. – W tym duchu starałam się także wychować trójkę swoich dzieci. Dwoje z nich ukończyło szkoły rolnicze, zaś najmłodszy syn w tym roku rozpoczął studia na weterynarii. Moje dzieci nie wyobrażają sobie życia, gdzieś indziej i przez to wiem, że moje gospodarstwo ma rację dalszego bytu – dodaje.
Dla pani Chomejko receptą na wychowanie następców było wczesne włączanie dzieci do prac w gospodarstwie. – Wiadomo na wsi i w gospodarstwie zawsze jest coś do roboty. Jednak idąc za przykładem moich rodziców i dziadków, ja też angażowałam swoje dzieci do prac w gospodarstwie – opowiada. – Na początku była to jedynie pomoc przy określonych czynnościach, np. zbieraniu kamieni z pól czy wybieraniu ziemniaków z kopca. Gdy dzieci nieco podrosły, miały już swoje obowiązki. Córka najczęściej pomagała mi w domu i ogrodzie, natomiast synowie asystowali ojcu przy pracach w oborze, doglądali kur i królików. Myślę, że to wszystko zaprocentowało. Nasze dzieci znają wartość pracy i wiedzą, że praca fizyczna nie jest wcale gorsza od tej wykonywanej za biurkiem.

Rolnicy z dumą mówią swoim dzieciom, że mimo że w gospodarstwie narobią się za dwóch, będą widzieć efekty swojej pracy.
Podobnego zdania jest także pan Jarosław Kubik (lat 58) z Wielowsi (woj. śląskie), właściciel 120-hektarowego gospodarstwa rolnego nakierowanego na produkcję zbóż, który w przyszłym roku zamierza przekazać swoje gospodarstwo synowi. – Wychowanie dzieci w rodzinach rolniczych musi wiązać się z obowiązkami, bo tylko w ten sposób można nauczyć je życia na gospodarce – mówi rolnik. – Ja swojemu synowi, mojemu przyszłemu następcy, zawsze mówiłem, że narobisz się za dwóch, ale będziesz widział efekty swojej pracy.
Zdaniem pana Kubika największą przewagą, jaką mają dziś młodzi ludzie, jest fakt wielu możliwości edukacji, co procentuje szczególnie w późniejszym zarządzaniu gospodarstwem. – Młodzi mają tę przewagę nad nami, że są wykształceni. Ja nie miałem takich możliwości, jak mój syn, który w tym roku z powodzeniem ukończył studia na kierunku Rolnictwo na SGGW – mówi z dumą. – Starałem się jak mogłem nauczyć go jednak rzeczy praktycznych, o których nie piszą w podręcznikach. Jednak zauważyłem, że nauka, którą zdobył, przyda mu się, gdy ojcowizna trafi w jego ręce, szczególnie w obszarze zarzadzania gospodarstwem i tej powszechnej już niestety biurokracji.
Natomiast syn pana Jarosława – Kamil (lat 26) studzi nieco emocje, jakie towarzyszą ojcu przy rozmowach w związku z przejęciem przez niego gospodarstwa. – Wiem, jak ważna dla taty jest ta ziemia, część z niej otrzymał w końcu jeszcze od swojego ojca. Jednak ja w przyszłości chcę nadal inwestować w gospodarstwo, by pomnożyć to, co dostałem – snuje plany na przyszłość młody rolnik. – Na pewno chciałbym je powiększyć przez dokupienie co najmniej kolejnych 50–60 ha. Myślę także nad produkcją w kierunku roślin strączkowych. Interesuje mnie ponadto produkcja ekologiczna, którą z powodzeniem stosuje wielu rolników na zachodzie Europy.
W przyszłości chcę nadal inwestować w gospodarstwo, by pomnożyć to, co dostałem.
Nowoczesne pomysły młodego syna nie zawsze podobają się jednak panu Kubikowi, który niepokoi się o przyszłość gospodarstwa: – Pomimo że mam następcę, martwię się, czy w przyszłości mój syn poradzi sobie z gospodarowaniem, czy nie wpadnie w pułapkę kredytową. Jego pomysły są bowiem, jak dla mnie, zbyt nowoczesne. Zdaję sobie jednak sprawę z faktu, że młodym trzeba kiedyś oddać stery i pogodzić się z ich pomysłami. W ramach praktyk letnich na uczelni mój syn wyjechał do Niemiec i pomagał w dużym gospodarstwie. Tam podpatrzył, jak się gospodarzy u naszych sąsiadów, i teraz wprowadza te nowinki w naszym gospodarstwie. Myślę, że jeżeli będzie to wszystko robił z umiarem, na pewno nie zginie – dodaje z uśmiechem.
Chociaż konflikt pokoleń przy zmianie warty w gospodarstwie jest niekiedy nieunikniony, na pewno nie jest problemem nie do rozwiązania.
– Warto pozwolić młodym na samodzielne decyzje, nawet gdyby miały się one wiązać z porażkami. Lepiej jest bowiem być mądrym doradcą, niż przybierać postać psa stróżującego – radzi pani psycholog Ilona Drabik z Poznania. – Życie w gospodarstwach, w których ziemia przekazywana jest z pokolenia na pokolenie, ma niewątpliwie same plusy. Gospodarstwa prowadzone przez jedną rodzinę mają tę przewagę nad innymi, że między domownikami zbudowana zostaje niezwykła więź emocjonalna. Samo zaś wychowanie w rodzinach wielopokoleniowych ma dobry wpływ na przekazywanie młodszym członkom odpowiednich wzorców i naukę wielu czynności. Ważny jest także sprawiedliwy podział obowiązków, który pomaga w budowaniu wspólnej odpowiedzialności za rozwój i przyszłość danego gospodarstwa – dodaje ekspertka.
Co jednak kiedy pojawia się problem braku następcy w gospodarstwie? Obaw jest wiele, a widmo ziemi stojącej ugorem spędza sen z powiek rolnikom.
– Mam 62 lata i 90-hektarowe gospodarstwo rolne o specjalizacji bydło mięsne – mówi pan Piotr Bączkowski z Chocianowa (woj. dolnośląskie). – Jestem ojcem trzech córek, dwie z nich już się usamodzielniły, wykształciły i niestety wybrały życie w mieście. Zawsze wiedziałem, że będzie ciężko z następcą, bo nie mam syna, ale starałem się pokazywać córkom piękno wsi i pracy tutaj. Na razie nie mam komu przekazać mojego gospodarstwa, bo żadna z trzech córek nie chce mieszkać na wsi. Nadzieja w ostatniej z nich, która dopiero zaczęła studia. Studiuje weterynarię, bo od zawsze lubiła zwierzęta, chociaż zarzeka się, że na wieś nie chce wracać, ja jednak po cichu liczę, że będę miał w niej następcę – dodaje.
Dziś widzę swój błąd związany z brakiem angażowania dzieci do prac w gospodarstwie.
Podobne doświadczenia ma także pan Paweł Wysocki (lat 58) z Wądroża Wielkiego (woj. dolnośląskie), właściciel 40-hektarowego gospodarstwa o specjalizacji bydło mleczne. – W 1986 r. przejąłem po rodzicach 10-hektarowe gospodarstwo rolne. Przez kolejne lata zainwestowałem w jego rozwój i dziś gospodarzę na 45 ha i trzymam 30 krów mlecznych. Mam dwoje dzieci, syna i córkę, które wykształciły się i wybrały życie na obczyźnie – opowiada rolnik. – Dziś widzę swój błąd związany z brakiem angażowania dzieci do prac w gospodarstwie. Zawsze twierdziłem, że są one za małe, potem gdy podrosły, że powinny się uczyć i tak zostaliśmy z żoną na stare lata sami. Cała nadzieja we wnukach.
Temat ojcowizny jest niewątpliwie trudny i złożony. Jak pokazują badania statystyczne, ok. 1/3 polskich rolników to ludzie młodzi. Większość z nich odziedziczyło gospodarstwa po swoich rodzicach i gospodarzy właśnie na ojcowiźnie. Tradycja więc nie zanika.

Chociaż nie ma jednej gotowej recepty na wychowanie dzieci, które będą w przyszłości chciały pozostać na wsi, możemy przekazywać im odpowiednie wzorce.
Chociaż nie ma jednej gotowej recepty na wychowanie dzieci, które będą w przyszłości chciały pozostać na wsi, możemy przekazywać im odpowiednie wzorce. Wyniesione bowiem z domu tradycje rolnicze, przekazywane z pokolenia na pokolenie, na pewno nie zginą, jeżeli będziemy mądrze podsycać ciekawość dziecka związaną z rolnictwem.
A jak to zrobić? Na pewno włączać dzieci do prac w gospodarstwie, zachęcać do pomocy. Jak mawia mój tata: „Nie wykład, ale przykład”. Myślę, że w tej starej jak świat prawdzie zawiera się cała tajemnica związana z wychowaniem młodego człowieka, sprawdzająca się szczególnie właśnie w rodzinach rolniczych.
