Po zamknięciu rynku rosyjskiego dla polskich owoców mamy w kraju znaczną nadprodukcję jabłek. Próbą zagospodarowania nadwyżki było rozdawanie jabłek przez różne instytucje, które niestety nie pomogło. Co zatem dalej?
– Rozdawnictwo nie poprawiło sytuacji na rynku jabłek – mówi prof. Eberhard Makosz, prezes Towarzystwa Rozwoju Sadów Karłowych. – Poprzez rozdawanie jabłek nie wzrosło ich spożycie, a co za tym idzie nie wzrosły ceny.
Rozdawnictwo opłaciło się tylko producentom, zwłaszcza tym, którzy przeznaczyli do rozdania jabłka niskiej jakości.
W minionym sezonie rozdano kilkaset tysięcy ton jabłek. Jak mówi pan profesor, to też się nie sprawdziło.
– Sam się z tym nie spotkałem, ale dochodziły mnie słuchy, że były próby odsprzedaży tych jabłek – mówi prof. Makosz. – Rozdawnictwo opłaciło się tylko producentom, zwłaszcza tym, którzy przeznaczyli do rozdania jabłka niskiej jakości. W tym samym czasie bowiem jabłka deserowe w skupie kosztowały złotówkę, a za jabłka rozdane producenci dostali o 20 gr więcej i to bez względu na to, czy jabłka przeznaczone do rozdania były dobrej czy złej jakości.
Zdaniem prof. Makosza, nie ma możliwości realnego zwiększenia spożycia jabłek w Polsce.
– Jedynym wyjściem jest eksport do Rosji – mówi profesor. – Co prawda podobno trwają rozmowy o eksporcie jabłek do Chin czy Indonezji, ale moim zdaniem mają one znaczenie tylko medialne. W tej chwili ten eksport jest nieistotny, a wysyłka jabłek tak daleko wiąże się z dużo większymi kosztami.
Dodaj komentarz