Sytuacja na rynku jabłek w Polsce – wywiad z Mirosławem Maliszewskim
Od początku tegorocznych zbiorów jabłek polscy sadownicy borykają się z wyjątkowo niskimi cenami owoców. Protestują, piszą petycje, blokują dojazdy do zakładów przetwórczych. Mimo to sytuacja na rynku jabłek w Polsce wcale się nie poprawia. Czy są jakieś realne szanse na lepsze zmiany?
O polskim sadownictwie dzisiaj i w dalszej perspektywie, w tym o umowach kontraktacyjnych, rozmawiam z Mirosławem Maliszewskim, prezesem Związku Sadowników Rzeczpospolitej Polskiej, posłem na sejm.
Spis treści
Jak wygląda sytuacja na rynku jabłek w Polsce?
Co w tym roku jest przyczyną takiego niedocenienia polskich producentów jabłek i wyników ich pracy?
Mirosław Maliszewski (prezes ZSRP): Naszym zdaniem, jeśli chodzi o jabłka do przetwórstwa jest to ewidentna gra zakładów przetwórczych, która wymusza niską cenę skupu. Szczególnie w okresach, gdy tych jabłek jest na rynku dużo, tak jak teraz podczas zbiorów.
Czy Związek ma jakąś koncepcję poprawy tej sytuacji?
M.M.: Mamy dwie propozycje. Pierwsza skierowana do sadowników dotyczy podpisywania wieloletnich umów kontraktacyjnych z zakładami z ustaloną w miarę stałą ceną jabłek. W ten sposób nie będziemy się poddawać jej wahaniom.
Czy jest szansa aby sadownicy i firmy przetwórcze były zainteresowane takimi umowami kontraktacyjnymi?
M.M.: Dzisiaj jestem pesymistą. Mimo to znając realia i mając wiedzę o rynku, jako Związek uważamy, że jest to jedyna możliwość uregulowania sytuacji w sektorze owoców do przetwórstwa. Szczególnie, że są sadownicy, choć nieliczni, którzy takie umowy podpisali i byli zadowoleni z efektów.
Z czego ten Pana pesymizm wynika?
M.M.: Rok temu przystąpiliśmy do zbierania podpisów w celu stworzenia ustawy nakazującej podpisywanie umów kontraktacyjnych. Akcja zakończyła się fiaskiem.
Ustawa rozwiązaniem problemów?
Dlaczego miałoby to być obowiązkowe i do tego w formie ustawy?
M.M.: Uważam, że jeśli pozostawilibyśmy tę kwestię w ramach dobrowolności, nie miałoby to sensu. Zarówno sadownicy, jak i przemysł przetwórczy nie są zainteresowani taką wzajemną zależnością. Sadownicy wciąż będą uważali, że jak ceny pozostaną wysokie, to stracą na takiej umowie kontrakcyjnej. Tymczasem przetwórcy nie chcą się wiązać kontraktami, bo kiedy ceny skupu będą bardzo niskie, to oni stracą płacąc wyższe, wynikające z wcześniejszych zobowiązań. Jeśli jednak obowiązek podpisywania umowy kontraktacyjnej nie wejdzie w życie, najpierw w postaci uregulowania prawnego, a potem przestrzegania przez producentów i przetwórców zawartej umowy, to ten rynek cały czas pozostanie bardzo rozregulowany. Niestety warunki na nim będą dyktowane przez silniejszy podmiot – a tym na razie są przetwórcy.
Czy w takim razie sadownicy muszą dojść do dna, aby się odbić i dopiero wtedy szukać rozwiązania jak wyjść z opresji?
M.M.: Sadownicy muszą dojrzeć do tego, iż produkcja sadownicza to nie jest hazard. Być może tak to właśnie ma być, że potrzeba nam sięgnąć dna. Każdy niech sobie przeliczy w przedziale 10 ostatnich lat, jaka była średnia cena, którą otrzymał za jabłka do przetwórstwa. Uważam, że 40 gr/kg – a taka cena jest możliwa do wynegocjowania w umowach kontraktacyjnych – pozwoliłaby gospodarstwu przetrwać. Jeśli oczywiście mówimy o sadzie produkującym pod przetwórstwo, a nie jabłka deserowe, w których odpad kieruje się do przetwórstwa. Konieczna jest rewizja myślenia. Sadownicy muszą zdać sobie sprawę, że to już jest ten moment, kiedy trzeba się wiązać umowami. I mówię tutaj zarówno o umowach na jabłka przemysłowe, jak i deserowe. To nie te czasy aby ryzykować i oczekiwać, że na wiosnę ceny wzrosną. Trzeba produkować pod konkretne zamówienia i wiązać się kontraktami. Na nieuregulowanym rynku, gdzie jest przewaga podaży nad popytem miejsca na dobre ceny nie ma.
Sytuacja na rynku jabłek a pomoc państwa
Ta niechęć do umów chyba nie jest domeną wyłącznie starszego pokolenia. Młodzi sadownicy pamiętają ceny 80 gr/kg, nawet ponad 1 zł/kg. I mówią: da się?
M.M.: Ci sadownicy są w błędzie! Okres, w których rzeczywiście utrzymywały się takie ceny za jabłka przemysłowe był dwoma latami nieurodzaju nie tylko w Polsce, ale i całej Europie. To spowodowało wysokie ceny. Obecnie nie ma szans na ich osiągnięcie. Powodem tego jest wysoka rynkowa podaż, która nie pozwala nam na wymuszanie na kimś takich cen.
Czy angażujecie w pomoc organy Państwa?
M.M.: Rolą organów państwa jest wymóc na zakładach przetwórczych aby nie stosowały zaniżania cen, zmów cenowych, czy nielegalnych porozumień skutkujących zaniżaniem cen. W tym roku udało nam się jednak coś osiągnąć. Zapobiegliśmy spadkowi cen i rzeczywiście przez kilka tygodni utrzymywały się one na pewnym poziomie. Jednak w momencie, gdy wzrosła ilość jabłek przemysłowych na rynku – ceny spadły. Podobna sytuacja miała miejsce w sektorze owoców deserowych. Tutaj cały czas borykamy się ze skutkami rosyjskiego embarga. Duża grupa sadowników chce owoce sprzedać we wrześniu i październiku, gdyż potrzebuje zastrzyku gotówki i uzupełnienia środków finansowych gospodarstwa. Niestety, eksporterzy i supermarkety wykorzystują tę sytuację. Chociaż i w tym zakresie udało się zapobiec drastycznym spadkom cen, przynajmniej do poziomów, jakie były zapowiadane.
Czy jesteście zadowoleni z tej interwencji?
M.M.: Nie jesteśmy do końca zadowoleni. Ceny zarówno owoców przemysłowych, jak i deserowych spadły do poziomu, do jakiego absolutnie spaść nie powinny.
A jaka to powinna być cena, aby zapewniła zwrot kosztów i zysk?
M.M.: Jabłka przemysłowe powinny na dzisiaj kosztować dla sadownika co najmniej 40 gr/kg, a teraz jest 20–25 gr/kg. Fakt, koszty produkcji jabłek przemysłowych są niższe. Dlatego cena na poziomie właśnie 40 gr/kg powiedzmy, że sadowników by zadowoliła. Z kolei w przypadku jabłka deserowego, to już w zależności od odmiany, od technologii produkcji powinna ona wynieść co najmniej 1 zł/kg. Natomiast w okresie zbiorów jesienią jest poniżej złotówki. To oznacza straty.
Sytuacja na rynku jabłek w kontekście rosnących kosztów produkcji
Czy rosnące koszty produkcji i przechowania zweryfikują te szacunki opłacalności produkcji?
M.M.: Dzisiaj podstawowym kosztem jest paliwo. Jesteśmy w trakcie zbiorów, więc maszyny pracują, transportują owoce. Niewątpliwie rosnące ceny energii elektrycznej przełożą się na koszty przechowywania jabłek. Już zimą będziemy analizowali ich wpływ na ceny jabłek sprzedawanych po wyjęciu z chłodni. Wzrosty cen źródeł energii wynoszą kilkadziesiąt procent. Nam już koszty produkcji skoczyły o 20-30%. Jeżeli nie znajdziemy odzwierciedlenia tego w cenach owoców, po prostu będzie to kolejny gwóźdź do trumny wielu gospodarstw. Zdarzy się tak, że wiele z nich produkcji nie odtworzy. Nie kupi nawozów i środków ochrony, będzie się zwiększała liczba sadów zaniedbanych i jeszcze więcej jabłek trafi do przemysłu. A to oznacza, że problemy tylko się pogłębią.
UE przewiduje jeszcze prawie 10% wzrost produkcji jabłek na swoim terenie. Czy jest szansa te owoce zagospodarować?
Polska jest dzisiaj największym producentem jabłek w Europie. Były takie sezony, że produkowaliśmy 1/4, 1/3 jabłek uzyskiwanych we wszystkich krajach europejskich. Nie widzę w Polsce możliwości spadku produkcji. Chyba, że ten sezon będzie tak katastrofalny, że wielu zdecyduje się jej zaprzestać. Jeśli tak się nie stanie, można zakładać, że polska produkcja jabłek jeszcze się zwiększy. Przy czym do kolejnego sezonu zbiorów jest jednak bardzo daleko. Nie wiadomo jaka będzie pogoda wiosną, czy przymrozki nie zniszczą kwiatów? Gdyby się jednak nic nie wydarzyło, to rzeczywiście potencjał polskich sadów urośnie. Niestety, na grupę odmian i jakość dużej części naszych owoców, którą w większości deklarujemy, popytu w UE i na świecie – nie ma. Dlatego też ci, którzy mają odmiany uznawane 10 lat temu i nie zmodernizowali swoich sadów, staną przed wielkim problemem. Tym natomiast, którzy sady unowocześnili, posadzili nowe odmiany, łatwiej uda się przetrwać. Pamiętajmy – cały czas jesteśmy w atmosferze rosyjskiego embarga.
Zobacz również:
Ceny jabłek przemysłowych
Po co w Polsce jabłka jak jabłka maja Niemcy